na wczasy nad morzem - info!
21 maja 2012r.
HINCOWIE Mieszkają na wybudowaniu Wiewiórkowo koło Wdzydz i wszyscy tworzą. Ojciec wyplata z korzeni sosny, matka haftuje, starszy z synów, kolejarz, maluje na szkle, robi plecionki i próbuje sił w rzeźbie, młodszy syn jest hafciarzem. A wszystko to zasługa Jadwigi Hinc (Hincki, jak mówią na nią we wsi), bo w tej rodzinie kaszubskich twórców matka buksy (patrz pod B) nosi. Ona to rozbudziła w Cześku i Romku ambicje twórcze, ona je konsekwentnie podtrzymuje. A Hincka i ten młodszy HINDENBURG KASZUBSKI W okresie najciemniejszych dni okupacji hitlerowskiej na Kaszubach — we wrześniu 1942 roku — Niemcy w okolicach Kościerzyny zaczęli wyłapywać co dzień o określonej porze na falach krótkich w paśmie 31 program tajemniczej radiostacji, której zapowiedź brzmiała: „Hier spricht Rundfunk Hinden-burg!" — tu mówi radio Hin-denburg. Po tej zapowiedzi sypały się najświeższe wiadomości z Londynu i Nowego Jorku, odczytywane zawsze tym samym męskim głosem. To codzienne radiowe zawołanie doprowadzało do wściekłości gestapowców z Kościerzyny. Przypuszczali, że nadajnik należy do tajnej radiostacji, używającej takiego kryptonimu i działającej gdzieś w okolicach Bytowa. Tymczasem... Tymczasem zbieżność ta była przypadkowa, a nadajnik wędrował ze swoim właścicielem tuż pod nosem gestapo, po bunkrach ukrytych wśród wdzydzkich lasów, jezior i wysp. Właściciel zaś miał takie same wąsy jak zmarły prezydent III Rzeszy, Hindenburg, i o-bok lwiej odwagi i lisiego sprytu — doskonałe wyczucie dowcipu. Świadczy o tym również fakt, że swój nadajnik, który tyle krwi napsuł gestapowcom, dostał podobno w prezencie od... SS-mana Schwertfegera. Był to tylko jeden z wielu wspaniałych wyczynów Alojzego Grulkowskiego z Wdzydz Kiszewskich (patrz WDZYDZE), zwanego Hindenburgiem. Wyczyn, o którym sam Hindenburg lubił opowiadać, jak dotąd nie został potwierdzony przez historyków ruchu oporu na Kaszubach, trwa jednak w relacjach świadków. Alojzy Grulkowski kawał życia spędził w zapasach z przemocą, więzieniem, śmiercią. W czasie pierwszej wojny światowej został — za propagandę polską — skazany na śmierć. Powolność pruskich instancji sądowych sprawiła, że wraz z klęską wojenną Niemiec uniknął stryczka. W 1919 roku, nim zapadły postanowienia traktatu wersalskiego, walczył z Grenzschutzem, półmartwy ratując się z jego łap we wsi Wielki Klincz. W okresie międzywojennym jako stronnik Dmowskiego miał ponad dwadzieścia procesów politycznych i otrzymał siedem wyroków „pryzy", między innymi za wołanie: „Precz od Zaolzia!" Znał na pamięć kodeks karny i na procesach sam bywał swoim obrońcą. W czasie ostatniej wojny gestapo wyznacza za jego głowę cenę trzydziestu tysięcy marek! Dziesiątki razy stoi Grulkowski o krok od śmierci. Ale Hindenburgowi pomagają okoliczni Kaszubi, a nawet znajomi Niemcy. Hitlerowcy nie dostali Hindenburga. Po wojnie mieszkał -samotnie w swoim dawnym domu we Wdzydzach, obecnie leśniczówce. Był samotny, ponieważ nigdy nie założył rodziny, poświęcając całe życie działalności politycznej i patriotycznej. Lubił opowiadać o własnych przygodach i robił to znakomicie. Zawsze też, do końca, lubił sobie podyskutować o polityce i o tym, co na świecie. Dużo czytał i dużo wiedział. Był jedną z ciekawszych postaci pokolenia, które odchodzi. Alojzy Grulkowski-Hindenburg zmarł w kwietniu 1966 roku.